Prześcieradło

Wrzesień 2018. Trwa kampania wyborcza. Kolega opowiada mi sytuację, że jadąc autobusem jegomość widząc plakat wyborczy kandydatki X zaczął niemal krzyczeć, że to kochanka kandydata Y. Cóż, nie jestem prześcieradłem w progach jegomościa, więc w zasadzie to średnio mnie to interesuje. Ale fakt, samo hasło "kochanka" nakazuje mózgowi doszukiwać się bezeceństw i chędożenia w każdym kącie. Kilka miesięcy później persona Y oświadcza się lasce X... Znaczy się... Aha, czyli nie diabelna kochanka a partnerka, z którym ten zamierza założyć rodzinę. No fakt, taj jakby samo nazewnictwo zmienia nieco rzeczywistość na bardziej przyjazną, bliższą, pozytywną.

Lat temu chyba nawet naście... Ona i on. W opinii potencjalnej "teściowej" On jest ósmym cudem świata, specjalistą pierwszej wody. Ona- dajmy na to kierowniczką/dyrektorem poczty. Jak się to ma do rzeczywistości? Ona okazuje się klepać pieczątki na owej poczcie, ot zwykły, szeregowy pracownik... a On? Cytując jeden z dialogów z seriali: "zwykły robol z wyrokiem". Posługując się słowami pewnej youtubowej pani w berecie... A na co to komu potrzebne?

Inna parka. Przed ślubem (w opinii samych zainteresowanych jak i potencjalnej matki czy teściowej) majątek, majątek wszędzie. Nieruchomości, samochody, cuda wianki... Sielanka- pomyślała. Jakże spokojnie jest już na starcie mieć gdzie mieszkać a nie kisić się jak w beczce. Rzeczywistość? Ano po ślubie gniotą się wszyscy, majątek wyparował razem z licznymi domami, mieszkaniami i leksusami...

Jacyś tam przysłowiowi Oni nie są wychowywani w swoich rodzinach. Z równych powodów. Ona wychowywana jest przez Dziadków, On w Domu Dziecka. Wszystko, co stanie się w szkole, w klasie, na osiedlu, będzie oczywiście ich winą. Bo przecież Oni są tacy a tacy! Bo to na pewni Ich wina! Bo po co szukać prawdziwego sprawcę czy jakkolwiek nie nazwać, skoro z góry wszystko wiadomo?

Kilka, kilkanaście lat temu. Droga Krzyżowa ulicami mojego majonezowego miasta. Stacja 1. Skazanie na śmierć. Rozważania czytają dziennikarze. Tak często wydają sądy.

Mijają lata. Czujemy się bezkarni. Anonimowi. Przecież to tylko słowa. Przecież to tylko moje zdanie, mam do niego prawo jak do powietrza. Płaczemy, że Dyrygent Najgorętszej Orkiestry Świata składa rezygnację po tak dramatycznym zdarzeniach. A przecież nie to nam obiecywał! Przecież miał grać do końca świata i o jeden dzień dłużej! A tak po ludzku... Ile Człowiek jest w stanie unieść obelg pod swoim nazwiskiem? Ile oskarżeń? Ile pomówień? Ile rzuconych "ot tak" zdań? Przecież to tylko słowa...

Spotykają się dwie sąsiadki. Rozmawiają o dzieciach. Swoich. Już dorosłych. Ochom i achom nie ma końca. Jakie to te dzieci zdolne, jakie sukcesy zawodowe, a jak słodko w życiu osobistym. No miód malina. Jakiś czas później jedno z tych OchoAchowych dzieci spotyka sąsiadkę, rozmówczynię dialogu rodzicielki swej sprzed kilku dni. I co? I jakaś równoległa rzeczywistość. Są problemy w związku, praca też nie aż tak prestiżowa jak wykreowała matka... I co? Poczucie zawodu, złość, zakłopotanie... Bo jak odpowiedzieć, żeby nie podkopywać wiarygodności rzeczonej kobiety... A szlag aż trafia. Ale znów, przecież to tylko słowa, przecież tylko tak powiedziane...

W tym tygodniu rzucił mi się w uszy słowotok jednej z YouTuberek. We właściwy sobie sposób opowiada o pewnej gwieździe socjometrycznej z lat szkolnych, z którą każdy chciał bywać, przebywać i się zadawać. Nie oszczędzając czasem na upodleniu innych osób. I co? I po latach spotyka się z nim w jakiejś potrzebnej, aczkolwiek mało ambitnej pracy, ona jako klientka. Ten zmieszany udaje, że jej nie zna. I co, to wszystko na co Cię stać? Taki bohater, tak gnoił innych, i co?

Jak cudownie jest móc kreować rzeczywistość. Zwłaszcza w mediach wszelakich. Czy to własny wizerunek czy innych. Jak łatwo jest z siebie zrobić ciekawą osobą, pozować z książkami, pod palmami i na super imprezach. W sumie... wolę to, nawet sztuczne, niż świecenie gołym tyłkiem. Jeśli tylko tyle ma ktoś do zaoferowania to naprawdę słabo.
Nie ma problemu, żeby kogoś zdyskredytować. Zwyzywać od złodziei, wiarołomców. Zwłaszcza w politycznym otoczeniu.
Tak Czytelniku, słusznie doszukujesz się tu inspiracji dzisiejszymi uroczystościami. Jestem poruszona, wstrząśnięta i niepogodzona z tym, co się stało. I zdumiona tym, chociaż parę wiosen łażę po tym globie, jaki był medialny wizerunek a jak wspominany jest przez współpracowników i bliskich P.A.
Nie pierwsza i nie ostatnia taka sytuacja. Nie wierzę w to, że od dziś nastanie opamiętanie. Patrząc na komentarze przewalające się po socjalach- nic się nie zmieni a na pewno nie nagle.
Mam jedną niepisaną zasadę. Czegokolwiek nie miałabym ochoty naskrobać czy tu czy w innym miejscu, jakiekolwiek nie miałoby być sarkastyczne czy wręcz złośliwe to zastanawiam się, czy byłabym to w stanie powiedzieć, przekazać osobie bezpośrednio zainteresowanej wprost. Jeśli nie- odpuszczam. Bo jeśli miałabym rzucić coś, do czego brakłoby mi jaj w realu, to nie jest bohaterstwem zasłanianie się klawiaturą. 
Żyjemy w czasach ekshibicjonizmu i to niekoniecznie w kontekście seksualnym. Chociaż fakt, podnieceniem może się skończyć pożądanie lajków na fejsbuniu i insta. Nic nie będzie się tak dobrze klikać jak życie prywatne albo wszelaka kontrowersja. Otwieram wino scrollując kolejny matrymonialny, publiczny księgozbiór. Ogólnodostępny. Żrę kolejną mandarynkę czytając lokalny breaking news. I sama też to napędzam, bo klikam. Klikam w chwytliwe tytuły na mainstreamowych portalach, nie likwiduję kont na socjalach, bo "przy okazji" wiem kto i z kim i gdzie...
I fakt, są osoby żądne tych emocji, fot na fejsie i dzielenia się kompletnie wszystkim. Czasem pomaga to odczarowywać rzeczywistość. Ukazuje, że profesor, adwokat, lekarz czy żołnierz jest zwykłym człowiekiem jedzącym zupę pomidorową. Ktoś uzna: "nie przystoi". Ktoś inny- "udaje". Jeszcze jeden doda, że "złodziej"... I się nakręca... Rośnie niechęć i pogarda. Nawet nie dlatego, że coś jest niezgodne z prawdą... bardziej z oczekiwaniami.
O roli tych "dużych mediów" chyba nie trzeba mówić. Opium dla mas, nie tylko religia.

Komentarze