Redakcyjne mózgi

W moim małym łebku dziennikarstwo wiąże się z gromadzeniem rzetelnych informacji, poprawną polszczyzną, erudycją, kształtowaniem opinii. Nie bez znaczenia media nazywane są czwartą władzą.
Z innego założenia zdaje się wychodzić największy (o ironio) tytuł w zamieszkiwanej przeze mnie części kraju nad Wisłą. Z szacunku do Homo Sapiens lub też czystej niechęci zmieszanej z poczuciem zażenowania nie będę podawać tytułu.
Chociaż... może być ta, że to ja tkwię w pewnym schemacie a to oni wyprzedzają swoją epokę czy jakoś tak. Wszak papier ustępuje monitorom, jutuby wypierają abonamentowe TV a gromadzenie danych do magisterek, w zasadzie niezależnie od tematu, opiera się na wypełnieniu docsa na fejsbuniu.
Zatem prekursorzy ponowoczesnego dziennikarstwa obiektywizm czerpią mniej więcej z kawowych fusów. Gorzej, że ta kawa jest z ekspresu więc i w filiżance próżno szukać farfocli. Nie zniechęceni niegdysiejszym skandalem niemal obyczajowym, gdy zwycięzca jednego z kałowych telefonicznych plebiscytów przyznał, że głosował sam na siebie i taka jest tajemnica jego zaskakującej wygranej, brną dalej w ćwiczeniach kciuków... Były już konkursy na najlepszą fryzjerkę, najładniejszą maturzystkę, naj- balkon, kota, psa, owoc, restaurację, sklep, piekarnię... Dla uproszczenia- chyba już na większość dziedzin żywota było głosowanie.
W roku wyborczym, na progu oficjalnie rozpoczętej kampanii mym ślepkom ukazuje się plebiscyt na najlepszego włodarza i resztę podgrodzia. W niebieskim dzienniku specjalnego. Ale serio? Nie wyczerpie się ta formuła?
I jak wszędzie- jedni będą gardzić wątpliwym tytułem równie wątpliwego konkursu, a inni wieszać na ścianach i fejsbuniach chełpiąc się (smarkając w rękaw po płatnych sms-ach).
Czekam na nowe plebiscyty. Nie było chyba tylko ulubionego kształtu makaronu do pomidorowej i najsympatyczniejszego listonosza. Więc jest jeszcze zapas tematów.

Komentarze