Brzydkie słowo na 4 litery

Ludowa mądrość każe twierdzić, że póki się go nie rusza, póty nie śmierdzi. To co takiego się stało, że czteroliterowa fala zalała chyba wszystkie kanały komunikacji? No tak, w pierwszym zdaniu wspominam o fekaliach, a w drugim? Ano o hejcie. Bo to chyba są właśnie odchody po konsumpcji szeroko pojętych środków masowego przekazu i mediów społecznościowych.
W ciągu ostatnich kilku dni krew szybciej krążyła przez akcję #NangaParbat, przez problemy rodzinne pewnych fit celebrytów, przez karmienie piersią (tak w ogóle, już nawet nie w miejscu publicznym), przez "wydobyciny" a nie urodziny (evergreen- poród przez cesarskie cięcie vs poród naturalny)...
Krytyka przychodzi nam bardzo łatwo. Aż za bardzo. Zbyt anonimowo. I żeby to jeszcze była po prostu krytyka i (daj Panie) konstruktywna, taka wszak jest pożądana i rozwijająca... No fakt, mamy prawo do własnej oceny sytuacji i nikt nam tego nie odbiera. To w czym problem? Ano w tym, że są (być powinny) jakieś granice. Mojej koleżance z pracy kilka lat temu "niezadowolona petentka" (tak ją nazwę roboczo, bez wchodzenia w szczegóły specyfiki mojego etatu) "życzyła", żeby zachorowała na nowotwór. Ot, tak. Bo ma focha na wymiar sprawiedliwości i egzekwowanie prawa. To niech R. ma raka. Jedna z aktorskich par ma dziecko, jakiegoś takiego małego brzdąca. "Fanka" życzy, aby mała zmarła na AIDS. Jedna z bloggerek idzie na szczepienie z dzieckiem. Wylewane zostają na nią wiadra pomyj, jak może iść do lekarza bez makijażu?
Nowe zjawisko? Raczej nie. Chyba taka nowa forma przeklnięć itd. Bo o ile starsze pokolenie, to które tak rozpływa się w swej szlachetności wytykając młodym całą podłość świata, mocne było i wręcz nadal jest w słownych pyskówkach i litanii przekleństw takiej, że najgorsze oprychy mogłyby się uczyć... Ten zaś nowszy sort mocny jest zwłaszcza w internetowych potyczkach, tych anonimowych- na forach albo poprzez profile, które nie zawierają imienia i nazwiska. Owszem, są osoby, które podpisują się imieniem i nazwiskiem pod tym czy tamtym. Jednakże im większe bagno, im więcej wulgaryzmów i intelektualnego mułu- próżno szukać imienia i nazwiska.
O ile część krytyki dotyczącej wyprawy na #NangaParbat ma sens, o tyle czytając wpisy "po co tam polazł" moja jak na kobietę przystało- rozwinięta wyobraźnia, każe sobie zilustrować. Oto widzę "turystę", którego szczytem podróżniczego wysiłku było przejście z hotelu na basen w jakimś popularnym tureckim bądź egipskim kurorcie, by w towarzystwie drinka wrzucić na fejsbunia słitaśne foto "szlachta się bawi". Lub też cepra, który przyjechawszy bryczką nad Morskie Oko na tymże samym portalu melduje "łikend w Zakopanym". Każdy jest (w dużej mierze) panem własnego losu, własnego czasu i własnej ambicji. Jeden lubi spędzać urlop biernie, kogoś innego rajcuje lejący się zewsząd pot i konkretne zmęczenie. Zostawmy to.
Swoją drogą... taką bardzo lubianą przez hejterów grupą... Oki, w sumie to to ścierwo leje się równo po każdej grupie zawodowej czy społecznej. Ale śledząc wpisy w czeluściach neta da się zauważyć, że księża to tacy "ulubieńcy" mocarzy klawiatury. O ileż to się można dowiedzieć... Ileż to wszystkiego lało się na ś.p. Biskupa  mojej diecezji... O jakież to kozaki się ujawniały nawet po śmierci. I co mnie zastanawiało? Czy jeden z drugim szympans byłby w stanie to samo powiedzieć gościowi prosto w oczy, spotykając go na swej drodze. Bo dla mnie to jest wyznacznik tego, czy mam jaja. Bo sama również zabieram głos w internetowych mądrzejszych czy głupszych sporach. I każde słowo wychodzące spod klawiatury jestem w stanie powtórzyć danej osobie, jeśli ją spotkam ("królowi MPK" również).
Internet to cudowne narzędzie. Nikogo chyba nie trzeba do tego przekonywać.
Tylko niech nam on mózgów i rozsądku nie wypala.
Krytyka też jest spoko. Jest znośna.
Ale nie ta ociekająca nienawiścią, najczęściej kompletnie nieuzasadnioną. Ot, znalazł ktoś sobie wentyl, żeby spuścić nieco pary.
I wiecie co? Nich to będzie taka klamerka, bo i wstęp był zaczerpnięty z ludowizny.
Mam wrażenie, że to działa tak, że "kozak w necie, *** w świecie".

Komentarze

  1. Też podobał mi się ten artykuł. Co do powodów do hejtowania - jest ich mnóstwo, a przytoczone przez ciebie przypadku to tylko wierzchołek góry lodowej. Czasem aż tych "mądrości" czytać się nie chce ... dlatego też przytoczę tu znane przysłowie, że "mowa jest srebrem, a milczenie złotem". Czasem warto, aby niektórzy przypomnieli sobie tą dewizę i ją stosowali.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz