Co było a nie jest?

Jeden z rozrywkowych portali kynologicznych lubuje się w bardzo dokładnym przedstawianiu celebrytów. Nie dziwi zatem opis, że pan X to były mąż niedoszłej żony szwagra wykonawcy hitu disco. Przy okazji gwiazdorskiego ślubu przypominani są również wszyscy byli i niedoszli partnerzy persony. Osobiście uważam to za totalny nietakt (by nie użyć gorszych słów), ale jam jest prosta kobita i na klikalności się nie znam ;)
Jedni wiążą się raz na całe życie, innym miłość kończy się po dekadzie, jedni rozstają się w zgodzie i bez prania brudów a kolejnym sprawia to jakąś wątpliwą przyjemność.
Z lekkim przymrużeniem oka patrzę na piękne sesje okładkowe i "jedyne tak szczere wywiady". Potem zostają zdjęcia i potok słów. Cóż, na tu i teraz była miłość, była okładka, były frazesy i plan wspólnej przyszłości. Coś się zadziało, coś się skończyło, żyje się dalej.
W mediach niektórzy już zawsze pozostaną np. mężem swojej zmarłej żony i próba budowania związku po chociażby 10 latach od zgonu będzie czymś niewiarygodnym dla niektórych pismaków. Wyrazy współczucia, że sama w sobie trudna żałoba ciągnie się medialnie latami.
Jednych medialne śluby i huczne rozstania uczą pokory, innych nieco mniej, a jeszcze kolejni uzurpują sobie prawo do bycia sumieniem narodu.
W zasadzie to normalne, każdy z nas jakieś poglądy ma i święte prawo do ich wyrażania. W kwestiach moralnych i etycznych powściągliwość jest jednak cudowną cechą. Wskazaną, gdy samemu nie jest się kryształowym (fakt, takich ludzi raczej nie ma) lub gdy porusza się tematy które, delikatnie rzecz ujmując, kolidują totalnie z kreowanym (a raczej rzeczywistym) wizerunkiem.
I oto (przypominam, że nie jest to blog polityczny) córeczka byłego prezydenta, królewna partyjna w pozornie mega konserwatywnych i narzucających tą narrację innym barwach, szykuje się do zamążpójścia. A owszem, laska całkiem niczego sobie. Niechże się wiedzie młodej parze (bez cienia sarkazmu).
A jednak coś zgrzyta. Zgrzyta zdrada, wielożeństwo, seks poza-przed-na-pewno-nie-małżeński. I w zasadzie jej sprawa. Niech sobie żyje jak chce, sypia z kim chce i okłamuje, kogo chce.
Ale w momencie, gdy sama ostro krytykuje obywateli narzucając w pewnych (skądinąd delikatnych) kwestiach pewien radykalizm, to pryska wszystko niczym bańka mydlana.
Trudno o bycie autorytetem. Ale to już hipokryzja odziana w śmieszność.

Komentarze

  1. Kasia, zmusiłaś mnie do zobaczenia co Marta K. krytykuje ;D znalazłam jednak na pierwszym miejscu to w jakiej sukence poszła do ślubu i ile ona kosztowała. Lel ... Widać za to co jest wazne!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz