Ruszże się!

A może by tak rzucić wszystko... i zostać amebą.
Ile ludzi, tyle charakterów. Tyle definicji szczęścia, tyle pomysłów (lun ich braku) na siebie. Są jednak chwile gdy szczerze nie zazdroszczę oderwania od rzeczywistości. Albo dogłębnie, ale to tak na maksa i aż boleśnie zastanawiam się na jakiej planecie trzeba żyć, żeby o przysłowiowym bożym świecie nie wiedzieć.
Bo że szereg osób wychodzi z założenia "nie dzieje się nic"- to wiem. To nic, że naokoło sporo koncertów, imprez, eventów, teatr, kino i co ino- to nic. Nie każdy jest duszą towarzystwa, nie każdy lubi w tym samym stopniu opuszczać swoje mieszkanko i nie każdy odnajduje się w "smoltokach".
Że konfrontacja ze światem może wywoływać efekt wow!- też wiem. Niczym piesek spuszczony ze smyczy. Jednych zachwyci, innych przerazi. Jednych zachwyci to, że poza 4 kątami toczy się jeszcze jakieś życie, że ludzie jedzą w restauracji (i nie każda z nich to burdel na miarę Gesslerowej) i że społeczeństwo jest faktycznie mobile. Dla kogoś innego będzie to jednakże powód do obśmiania, wykpienia i totalnego niezrozumienia. No bo czymże jest urlop i po cholerę płacić za niego ileś tam w Grecji czy Egipcie, skoro pośladem na kocu można legnąć na działce. Debilizm, strata kasy i w ogóle jakieś fanaberie.
Ponoć całkiem niezręcznymi tematami do rozmów są polityka, pieniądze, kościół i seks. Aż dziw bierze, że właśnie o tym dysputy toczymy przy stołach, podczas lekko zakrapianych imprez i rodzinnych biesiad. Któż choć raz nie zdobywał przy okazji szczytów, bo już nawet nie wyżyn, dyplomacji... I rzecz cała nie ma się to tego, czy są to tematy stosowne bądź nie- wszak emocjonujące, wywołują wzburzoną nieraz dyskusję, więc chowajmy noże i brnijmy w to. Reksio pogrzebany jest gdzie indziej- na jakiej planecie mentalnej trza się uchować, aby o swej małej ojczyźnie/większej ojczyźnie nie wiedzieć nic albo co najwyżej niewiele? Jak można przegapić ogólnopolskie wybory, lokalne referendum obtrąbione we wszystkich mediach, lewy przetarg z którego kpi pół ojczyzny czy sukces lokalnego klubu sportowego na arenie międzynarodowej, nawet nie umiejąc wymienić jego nazwy. Mam na myśli wydarzenia, o których się mówi. O których się czyta, o których ogląda się reportaże. Nie takie z pogranicza jedna baba drugiej babie, ale na skalę krajową lub mocno lokalną.

A demokracja demokracją i prawo wyborcze mają wszyscy pełnoletni.

Komentarze