Skonsumowani

Tragedia. Życie społeczne upada. Zapasy jak na filmowy "dzień niepodległości". Dzieci płaczą, małżeństwa się rozpadają.
Dziś pierwszy dzień z obowiązującym zakazem handlu w niedzielę. W mediach, w zależności od popieranej opcji, sączy się strumyczek takich czy innych wizji.
Tak bardzo ciągnie nas "na zachód". Tak bardzo chcemy być "europejscy". Za naszą granicą normą są zamknięte placówki handlowe. U nas oczywiście środek ciężkości zrzucony jest na Kościół, który pcha się w życie obywateli (?).
Hmmm... Cóż jest takiego, czego nie można kupić w sobotę czy piątek? Dlaczego te zakupy, a w zasadzie to zwierzanie galerii konieczne jest w niedzielę? Wiem wiem, no bo taki wspólny wypad to przyjemność... Może... Tylko że z dla jednych to sposób spędzania wolnego czasu (nomen omen) a dla drugich przykry obowiązek. Niestety.
Jest coś mądrego w stwierdzeniu, że moja wolność kończy się tam, gdzie wchodzi w obszar drugiej osoby.
Tak, teraz może polać się argument, że przecież restauracje, apteki, służby ratunkowe (przede wszystkim), organiści (ciekawa grupa zawodowa), że wszystkie te wspomniane osoby pracują. No tak, jednakże ja widzę różnicę między ratownikiem medycznym a panią w sklepie. O ile bez pomocy ratownika medycznego ktoś może umrzeć, o tyle bez "apaczowania" w galerii obejść się naprawdę można. Serio. Czy naprawdę nie da rady zrobić zakupów spożywczych w piątek czy w sobotę? Czy nowe jeansy muszę koniecznie kupić w niedzielę? No chyba nie muszę. Mam znajomą- oboje pracoholicy. No, może nie kliniczne przypadki, ale robota ich kocha a oni ją. Życie z zegarkiem w ręku, dzieciaki do szkoły i przedszkola, zajęcia dodatkowe, sport, obowiązki domowe... Ale zakupów w niedzielę nie robią. Czyli co? Czyli da się. Można być mega zapracowanym, ale przy tym szanować świąteczny, rodzinny charakter niedzieli.
Od lat bawi mnie argument, że z dzieckiem do kościoła się nie pójdzie, bo coś tam (wstaw dowolne), ale co innego galeria. Do kościoła nie mam czasu na godzinę, ale na pół dnia do galerii to co innego. Nie rozsądzam w tym momencie, nie oceniam tego czy ktoś chodzi do kościoła czy nie, bawi mnie raczej roszczeniowość pewnej grupy osób. Takie zaklinanie rzeczywistości.
Cóż, ciekawe czy ktoś dziś umrze z głodu. Być może kilka rodzin będzie miało ciężkie chwile, bo do swojej obecności w domu trzeba przywyknąć, a łażąc po galerii rozmawiać ze sobą nie trzeba. Jakoś będzie trzeba się niektórym odnaleźć w iście nowej rzeczywistości :P
A ja... a ja czekam na rosół, wszak niedziela. I cieszę się, że przynajmniej część osób zatrudnionych w handlu ma dziś wolne. Będzie mogła w spokoju napić się kawy, wyspać i pobyć z rodziną.
A może zorganizować jakąś grupę wsparcia dla galeriankowych apaczy, których boleśnie dotknie nowe ustawodawstwo? ;)
Cześć, jestem Halinka i jestem apaczem :)
Czeeeeść Halinka, wspieramy Cię :)

Komentarze