Seksmisja 2.0

Minęło jedno z tych świąt, które są całkiem przyjemne. Dzień Kobiet. Przyjemne chyba zarówno dla kobiet jak i mężczyzn. Któraż z nas nie lubi dostać kwiatka, któregoż z panów nie ucieszy buziak i uśmiech na twarzy swojej matki/żony/kochanki/koleżanki/córki (wstaw dowolne).
Odkąd pamiętam to w ten marcowy dzień kobiety wszelkiego rozmiaru i wieku starały się (w moim subiektywnym odczuciu) wyglądać wtedy jakoś tak optymalnie kobieco, wkładały kiecki, malowały paznokcie... po prostu jakoś tak w najczęściej konwencjonalny sposób starały się podkreślić swoje atuty, swoją kobiecość, swoje piękno. Jest w tym coś złego? Ależ skąd!
I oto mym oczom ukazuje się dziś artykuł, w którym szkoła w Gliwicach przeprasza osoby, które mogły poczuć się urażone faktem (nawet moja wybujała wyobraźnia ma problem z nazwaniem... czego? incydentu? pomysłu? informacji?), że dziewczyny, które tego dnia przyjdą do szkoły w spódnicy/sukience będą miały taryfę ulgową (nie będą np. wzywane do odpowiedzi).
Kto i kogo i czym uraził? Bo doprawdy nie ogarniam. Nikt nie kazał przychodzić komukolwiek w kiecce (chcesz- to załóż spódniczkę, nie- przyjdź ubrana jak chcesz) ani tym bardziej ubranym w jakiś wyzywający czy kłopotliwy sposób. Ot, chcesz to załóż sukienkę. Jest ku temu okazja, bo dzień kobiet. Tyle wszystkiego. I afera... tylko pytam- o co i po co? Czyż sukienka i spódnica nie jest typowo kobiecym ubiorem (stwierdzam to ja, która 3/4 roku chodzi w kieckach)? Czy sukienka i spódnica urąga godności? Czy był przymus, że "masz założyć kieckę albo wywalimy Cię na zbity pysk"? Szkoła zamieściła przeprosiny. Nie ogarniam. Nie ogarniam tego za co i dlaczego przeprasza? Czym uraziła?
Pierwotne (słuszne) emancypacyjne założenia zostały tak dalece wypaczone, że aż nie sposób pojąć w którym to kierunku zmierzają. Niedługo samo przepuszczenie kobiety w drzwiach będzie objawem seksizmu. Nie mówiąc o jakimś takim przyzwoicie ludzkim geście pomocy chociażby przy parkowaniu. Pracuję w miejscu, gdzie parking hmmm... nazwijmy to, że dzielę z dużą liczbą mężczyzn. Walka o każde miejsce. Kilka razy zdarzyło się, że mój piękny, niebieski samochodzik został przez nicponi zastawiony, kilka razy znalazł się jeden z drugim rycerz, który widząc kobietę w szpilkach ładującą się do auta chciał (swój czy służbowy- wszystko jedno) majątek uchronić od porysowania. No może jestem jakaś dziwna, jakaś mało nowoczesna albo zaściankowa, ale moja godność nie ucierpiała, gdy mężczyzna nawigował mnie przy wyjeździe z parkingu (chociaż znam i takie, które na ową pomoc zareagowały tekstem "przeciesz jestę inżynierę" [pisownia specjalna celem wyrażenia stosunku emocjonalnego i stanu umysłu]).
Internety obiega zdjęcie oficjeli (dostojników politycznych i kościelnych) oglądających występ młodych akrobatek. Miny- ciekawe. Na forum- gównoburza. Ale zaraz, hola hola, przecież ktoś ten występ zaplanował, wyreżyserował w takiej czy innej konwencji, publiczność miała siedzieć z zamkniętymi oczami? To zaś byłoby, że zignorowali młode artystki itd. Spirala się nakręca.
Toczy nas rak zwany poprawnością polityczną. Albo płciową (chociaż to też szufladkowanie). Albo społeczną. Niektórzy afiszując się ze swoimi poglądami czują się jak żydowskie dziecko w tramwaju podczas okupacji (trochę pokory, proszę). Innym płeć, ta biologiczna, przeszkadza tak bardzo, że najlepiej byłoby ją wypalić kwasem. Nie mam zamiaru (chyba, aczkolwiek patyczkiem dźgam jednak w mrowisko) polemizować z takimi czy innymi teoriami, z subiektywnym odczuciem kobiet czym molestowanie seksualne jest a czym nie jest.
Ale... ale co złego jest w założeniu spódnicy? Wczoraj turlając się tu czy tam widziałam mnóstwo kobiet w kieckach. Kto wie, może część z nich wkłada je od święta ;)
I po raz kolejny utwierdzam się w moim kasieńkowym przekonaniu, że najbardziej uciśnioną grupą społeczną jest biały, heteroseksualny, pełnosprawny mężczyzna.

Komentarze