Za darmo

Wolontariat jest modny. Dobrze jest gdzieś, coś działać, co można określić mianem "charytatywny" lub "społeczny".
Dobrze jest poświęcać swój czas dla psiaków w schronisku, mile widzianym jest być członkiem jakiegoś stowarzyszenia zajmującego się osobami niepełnosprawnymi, w dobrym tonie jest wesprzeć jakąś akcję, zbiórkę publiczną, cokolwiek.
To nie tylko zmienianie małymi kroczkami naszego otoczenia czy wykształcanie w sobie i młodszym (starszym) pokoleniu wrażliwości. W dużej mierze poprawia to nasze samopoczucie (sic!) i wzbogaca CV.
Rozmawiałam niedawno z osobą, która przez XY lat nie mieszkała w Polsce. Chociaż nie jest to nawet bardzo kluczowe w tym, o czym mam zamiar pisać. Chwilowo panuje względna (o dziwo) cisza WOŚP vs CARITAS... I co zuchwalsi wyciągają od kilku lat jak nie sprawozdania finansowe to informację, że Fundacja (taka czy śmaka, to akurat w tym momencie nie ma najmniejszego znaczenia) zatrudnia ileś tam pracowników i płaci im pensje. WOW! Serio? Świat się skończył... ktoś za wykonywaną regularnie pracę otrzymuje wynagrodzenie... no jak żyć???
Tak, mniej więcej tego dotyczyła moja rozmowa z ów Istotą, której w Polsce trochę nie było. Że jak? Że pracuję w stowarzyszeniu (określenie "3 sektor" lub "organizacja pozarządowa" nadal wielu osobom nic nie mówią) i mam z czego żyć? Że za to się płaci? Jak to? Przecież jak coś/ktoś/ufoludek zajmuję się pomocom niepełnosprawnym/upośledzonym/kotkompieskomrobaczkom to ma to robić/służyć całkowicie za darmo, jak śmie brać kasę?
No właśnie... mam świadomość, że tym postem stąpam po grząskim gruncie. Zapewniam, że rozróżniam regularne zatrudnienie od wolontariatu. Ani jedno ani drugie obce mi nie są.
Weźmy na przykład (a jednak) taką Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Forma prawna- fundacja. To, z czego najbardziej kojarzymy działalność to jednodniowy, mroźny, styczniowy Finał, gdy wolontariusze kwestują z puszkami i naklejają nam serduszka gdzie popadnie ;) Oki, finał to jedna mroźna niedziela. A przygotowania? Kilkumiesięczne. Ktoś musi to zaplanować, koordynować, rozliczać, zamówić... Regularna praca. Dlaczego zatem nie zatrudniać? Ja w tym sprzeczności nie widzę. Jeśli tylko są środki na pokrycie wynagrodzeń (wiem wiem, nie po to wrzucamy do puszki żeby komuś płacić pensje... Ale proponuję zapoznać się ze sprawozdaniami i źródłami finansowania NGO a potem szerzyć to czy tamto). Żeby była jasność- nie mam na myśli zawierania lipnych, kilkusettysięcznych umów z przyznanych w dziwnych okolicznościach przyrody dotacji. Mam na myśli uczciwe wynagrodzenie za uczciwie wykonaną pracę.
Sektor pozarządowy jest specyficzny. Bo niby się to ekonomizuje, ale jednak cały czas pisze wnioski o środki publiczne...
Inna kwestia, że panuje jakiś taki skrót myślowy, że pozarządowy = charytatywny = za darmo! W zasadzie to wszędzie tam, gdzie pojawiają się pieniądze to pojawiają się emocje. A najlepiej dzieli się przecież nie swoim, krytykuje to o czym się nie ma pojęcia a wyzywa od złodziei każdego co się napatoczy. Najłatwiej rozliczać pieniądze WOŚP nie wspierając akcji, krytykować Szlachetną Paczkę "bo daje patologii za darmo" a Caritas... ooo, no tam gdzie oprócz pieniędzy jest jeszcze Kościół to już jest w ogóle czad! Największy ze strony tych, którzy kościół zamienili na Tesco (nieudane lokowanie produktu). Księża powinni robić za darmo, nauczyciele powinni robić za darmo, pielęgniarki powinny robić za darmo, opiekunowi psów powinni robić za darmo... że też dyrektorzy banków nie zrzekają się pensji... ;)
Najłatwiej jest dzielić nie swoje. Rozliczać kogoś z jego czasu, że przecież mógłby to czy tamto zrobić. To też jest przytyk w stronę pracodawców, że zwłaszcza w obszarze zawodów takich bardzo społecznych pojawia się gadka, że no niestety, pracy aktualnie nie ma, ale na wolontariat to chętnie przyjmiemy. I z jednej strony ma to sens. Z drugiej- wolontariat jest fajny w momencie, gdy jest co do gara włożyć. Nie samym wolontariatem człowiek żyje. Niezależnie od obszaru zaangażowania będzie to coś, co z całą pewnością może rozwinąć, wzbogacić warsztat pracy, dołożyć doświadczenia. Jednak stosowanie w czystej postaci jako zamiennika zatrudnienia... no kłóci się to... Czym innym jest incydentalne (stanie z puszką WOŚP), czym innym regularne robienie czegoś dobrowolnie przez godzinę w tygodniu, czym innym zajmowanie się czymś bo jest to niejako moje hobby... a trochę czym innym regularne świadczenie pracy. I serio, o ile gdy (zwłaszcza w przypadku małych, raczkujących pozarządówek) nie ma z czego pokryć jakiegoś wynagrodzenia (no nie ma fizycznie kasy i tyle, istniejemy bo chcemy po prostu, z pasji zrobić coś dla lokalnego środowiska) ale robię to, bo chcę, o tyle alternatywa- szukasz pracy- dam ci wolontariat i się ciesz... no trochę słabe to. W momencie gdy mam z czego zaspokoić jakieś minimum życiowe- spoko. Gdy po prostu chcę- spoko. Ale naiwne łojenie z tego, żerowanie na nawet nie taniej, bo po prostu darmowej sile roboczej nie jest spoko.
Tam gdzie pieniądze, obowiązki, odpowiedzialność- tam gdzie dwóch Polaków to trzy zdania. Z donośnym głosem osób, które czasem nie za bardzo maja pojęcie co krytykują, nie znają specyfiki działalności.
Wolontariat jest naprawdę piękną formą aktywności. Jednak jak chyba w każdym obszarze życia- z umiarem. To jest recepta na co najmniej kilka bolączek. I mając na myśli umiar nie mam zamiaru dowalić osobie, która lubi czuć się potrzebna i wyciska z siebie wszystkie soki. Każdy z nas ma do dyspozycji 24 godziny. Co w ciągu nich robimy- nasza sprawa. Umiar bardziej dotyczyłby racjonalnego podejścia instytucji, które na ów wolontariat są chętne.
Jakieś plusy? No pewnie! Całkiem ich sporo. To przede wszystkim doświadczenie, również to wpisywane w CV. To umiejętność raczenia sobie w różnych sytuacjach. To możliwość zaprezentowania siebie, doskonalenia. Poszerzania kontaktów. Wrażliwości. Rozwoju. Sporo tego.
Wolontariat można tłumaczyć jako charytatywny, ale pozarządowy- już niekoniecznie. Chociaż do zmian w myśleniu społeczeństwa jeszcze po prostu trzeba dojrzeć, mówić, edukować.

Komentarze