Jesienniak

Ach, ta nasza... jesień! Czerwieniąca swe lico, żeby później zalać je deszczowymi łzami...
Z czasem staję się wyznawczynią/zwolenniczką/twórcą kasieńkowej odmiany determinizmu (kilka lat temu LosMuszkieteros Boski, Biskup i Groszek stworzyli doktorancki prąd myślowy zwany wyk***izmem) który objawia się tym, że jak nie wiadomo o co chodzi- to chodzi o hormony albo pogodę. Serio Panowie, wy to macie już nawet nie przerąbane, a przerżnięte z nami-kobietami. Nie dość, że istoty z natury cienkoskórne i częstokroć spontanicznie uzewnętrzniające emocje, to jeszcze te dziwne substancje, na które my same tak wiele zrzucamy (no każdy szuka jakiejś wymówki :) ). A jeszcze dorzuć se pan do tego pogodę... I nie ma mocnych! Jak wiatr przybiera prędkość właściwą miastu słynącego z pierwszego na skalę przemysłową produkowanego majonezu a z nieba sączy się coś, co z całą pewnością nie jest ciepłym, letnim deszczem z reklamy NIVEA- nie ma zmiłuj! Deprecha jak nic! I bądź tu chłopie mądry o co się babie rozchodzi?! Nie przejmuj się, ona sama nie wie o co :P Może i banał... ale coś słodkiego albo coś ciepłego może pomóc (no chyba, że się akurat odchudza- wtedy to już w ogóle kupuj kwaterę na cmentarzu).
Nie wiem, czy zodiakalne lwy aby na pewno mają coś wspólnego z niedźwiedziami... Zapadnięcie w sen zimowy byłoby jakimś wyjściem. Oczywiście problemowa staje się kwestia sadełka- bo ta w kobiecym wydaniu kłopotliwą jest zawsze i niezależnie od rozmiaru. Całkiem nieźle to sobie miśki wykombinowały, pozazdrościć.
Konkluzje? O ironio, zawarte na wstępie. Parafrazując "na jesienniaka nie ma cwaniaka". Trzeba się ciepło ubrać, myśleć pozytywie... i poczekać, aż znowu będzie słońce ;)

Komentarze