Dynia niezgody

Od kilku dni czerń miesza się z pomarańczem, ewentualnie czerwienią. I chociaż w zupełności zgodzę się z tym, że amerykańskie Halloween nijak się ma do naszej polskiej tradycji obchodzenia uroczystości Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznych , o tyle- jako katoliczka to stwierdzam, czy aby na pewno dzieciaki przebrane w dziwne sztucznie-straszne kostiumy i gibające się w rytm aktualnych hitów staną się tej nocy nałożnicami Lucyfera? Zapanowała trochę obstrukcja halloweenowa. W social mediach część osób wstawia hasła "nie obchodzę Halloween", część szykuje stroje na dyniowe imprezy... a kościół organizuje noc świętych. I serio- świętych obcowanie to "coś", czego osoba wierząca może doświadczyć. Ale (ach, jak ja lubię wrzucać te kamyczki...) czy wieczór w kościele jest konkurencyjny dla imprezy, gdzie się tańczy i po prostu dobrze bawi? Bo mam wrażenie (pamiętając samą siebie w okresie szkolnym), że o to w tym wszystkim chodziło- ot, impreza! I to jeszcze z przebraniami! Yeah! Nie mówię, że "oferta" kościelna jest czymś złym. Absolutnie. Potrzebnym! Tak mało znamy tych świętych! Ale czy aby na pewno atrakcyjnym? Czy straszenie babć w kościele, żeby te potem jazgotały wnuczkom, ma sens? No może ma, może ja się nie znam. Pewnie się nie znam. Nie jestem babcią, księdzem ani nawet mamą. No ale tak sobie po prostu uważam.
A może by tak... bal wszystkich świętych? Przecież "wszyscy święci balują w niebie, złoty sypie się kurz"... I są takie organizowane, bo kojarzę wpisy znajomych, że w przedszkolach i innych placówkach alternatywą dla Halloween  jest taki właśnie bal. I wiecie to? I w gruncie rzeczy to to samo, tylko opakowanie inne- zamiast jeźdźca bez głowy- Joanna Dark albo Mała Arabka. W sumie spoko. Tu widzę kompromis.
A dynia... ostatnio odkrywam jej deserowe uroki. Dynia, biała czekolada i imbir- odlot ;)

Komentarze